.

.

piątek, 19 września 2014

Rozdział 3

"Zazwyczaj zanim skończymy malować obraz, konsekwencje czekają już na nas po jego drugiej stronie." - Akte


-Hej Nika! Całą noc o tym myślałam! – zaćwierkała Rosie, widząc mnie idącą korytarzem w stronę sali od biologii.
-Ciszej Rosie… - upomniałam ją, kładąc plecak obok niej.
-Nie ma go jeszcze, spokojnie. Obgadamy wszystko na bioli – powiedziała wstając z podłogi.
Pocałowała mnie w policzek na przywitanie i uśmiechnęła się promiennie.
Zabrzmiał dzwonek.
Wzięłyśmy plecaki, weszłyśmy do klasy i zajęłyśmy miejsce z tyłu. Wyjmując książki rozejrzałam się po klasie w poszukiwaniu Amona. Siedział przy oknie, przy ławce w miejscu, którym zajmowaliśmy na polskim. Ściągnęłam plecak z blatu i powiesiłam na haczyku pod ławką.
Chwilę później do klasy weszła Kinez wraz z naszą młodą nauczycielką od biologii.
Kobieta miała okulary kujonki, włosy spięte w kok i szarą marynarkę z białą bluzką i spódniczką do kompletu. Sprawiała wrażenie poważnej i surowej, lecz można było spokojnie z nią porozmawiać na wszystkie tematy i pośmiać się.
Kinez usiadła w ławce po naszej prawej stronie, obok swojej kopii, Susan. Ubierała i zachowywała się identycznie jak jej autorytet godny pożałowania-Kinez.
-Dzień dobry klaso.
-Dzień dobry pani Wanesso – odpowiedziała klasa chórem.
Nauczycielka usiadła za biurkiem, wyjęła plik kartek A4 i ułożyła je równo w rogu blatu.
-Dzisiaj omówimy wodę i jej funkcję w organizmie – oznajmiła – chciałby ktoś może podzielić się z nami swoją nabytą z różnych źródeł wiedzą na ten temat?
Odpowiedziała jej cisza.
-No dobrze, więc proszę o ciszę i skupienie.
Zaczęła wykład, a moje myśli znów powędrowały w zupełnie innym kierunku. Do ciemnowłosego chłopaka z czarną koszulą, siedzącego do mnie tyłem. Powędrowałam wzrokiem w jego kierunku. Chciałam go zawołać…
Tu jestem, spójrz! – krzyknęłam w myślach, a wtedy poruszył się niespokojnie w ławce i odwrócił do tyłu. Przechwycił mój wzrok a ja znów poczułam, że się rumienię. Spuściłam głowę ze wstydem czekając, aż odwróci się w stronę nauczycielki.
-Ale się na ciebie gapi… - wyszeptała Rosie.
-Wiem. Zrób coś, żeby przestał – odpowiedziałam jej panicznie.
-Niby co? Mam krzyknąć, że się pali? To tandetny chwyt…
-Pssst! – syknęła Kinez i wyciągnęła rękę podając mi złożoną kartkę.
Odebrałam od niej papierek, nie patrząc na nią i otworzyłam go.
„Zamorduję Cię, zobaczysz… Amon jest moim chłopakiem, więc nie masz prawa chociażby oddychać tym samym powietrzem, co on...” - napisała.
Uniosłam brew, spojrzałam na Kinez jak na idiotkę i podarłam kartkę na parę części. Blondynka syknęła ze złości i pokazała mi środkowy palec u lewej ręki.
-Panno Zone! Co to ma być?!
-Co? – warknęła.
-Marsz do dyrektora!
Wstała zza biurka, podeszła do Kinez i wzięła ją za ramię. Dziewczyna wstała, wyszarpnęła się z ucisku pani Wanessy i wyszła z sali. Nauczycielka wymamrotała pod nosem coś o karcącym zachowaniu i kontynuowała wykład.
Zerknęłam w stronę Amona. Ten sceptycznie uniósł brew i usiadł normalnie w ławce.
-Ehh… Nie martw się. Lepiej omówmy nasz plan – zagadnęła Rosie.
Wytłumaczyłam jej, co zrobimy i jak to wszystko powinno się skończyć. Rosie słuchała z entuzjazmem w oczach a na koniec ciszo zaklaskała pod ławką.


Na angielski czekałam cały dzień. Była to nasza ostatnia godzina lekcyjna i cieszyłam się, bo po niej miała zacząć się przygoda z udziałem moim i Rosie.
Choć może dlatego,, że na angielskim siedziałam z Amonem…
Wyrzuciłam z głowy tę myśl i weszłam za Rosie do klasy, gdzie na moim miejscu siedział chłopak o kruczoczarnych włosach, pięknych, brązowych oczach i zniewalającym uśmiechu.
-Hej, to moje miejsce – powiedziałam, uśmiechając się przyjaźnie.
-Doprawdy? – Puścił mi oko.
Westchnęłam, rezygnując z uprzejmości.
-Tak…
-To chodź – powiedział, klepiąc się po kolanach.
-Bardzo zabawne… - rzuciłam oschle i usiadłam obok niego.
Wyjęłam zeszyty, usiadłam prosto w ławce, nie patrząc na ciemnowłosego chłopaka obok mnie.
Kątem oka dostrzegłam jednak, że siedział wciąż w takiej samej pozycji, dotykając kolanami mojego krzesła.
-Dzień dobry klaso – przywitał nas pan Roger, wchodząc do sali.
-Dzień dobry profesorze – odpowiedzieliśmy chórkiem.
-Carmen! Siadaj prosto i uspokój się. Przerwa już się dawno skończyła – upomniał dziewczynę, paplającą z Kinez.
Brunetka przytaknęła i wróciła do rozmowy.
-Zaczniemy dziś literaturę baroku. – Wstał z krzesła i podszedł do tablicy.
Wziął białą kredę i naciskając mocno zaczął pisać. Gdy skończył literę „r”, kreda pękła w pół i kawałek poleciał w naszą stronę.
-Auu… Oberwałem! – zawył kapturowiec, trzymając się za czoło.
Klasa wybuchnęła śmiechem, a nauczyciel zrobił się purpurowy na twarzy.
-Elwir? Wszystko gra? – zapytał cicho.
-Ta, na pana szczęście żyję…
Oparłam głowę o ręce, wyciągnięte na ławce i zamknęłam oczy, znudzona zaistniałą sytuacją.
-Wybacz, że zająłem ci miejsce – wyszeptał mi do ucha Amon, niespodziewanie kładąc głowę obok mojej.
Podniosłam się z ławki równo z nim.
Patrzył na mnie dużymi, okrągłymi oczyma z miną niewinnego szczeniaczka.
-Jasne, jakoś żyję – powiedziałam obojętnym tonem.
-Naprawdę miałem nadzieję, że usiądziesz mi na kolanach – odparł łobuzersko.
-Ach, te marzenia…
-Spełniają się, gdy tego bardzo chcemy. Obiecuję ci, że kiedyś zmuszę cię, lub dobrowolnie to zrobisz – powiedział, a jego oczy błyszczały tajemniczo.
Przytaknęłam, nie przywiązując zbytnio wagi do jego słów i skierowałam wzrok na nauczyciela, który wrócił na swoje miejsce, uciszając rozbawionych chłopaków.
-Z powodu szalejącej kościelnej cenzury, rozwój literatury barokowej nie przebiegał swobodnie… - zaczął, gdy klasa się uspokoiła.
Moje myśli znów uciekały w zupełnie innym kierunku, niż barok.
Jeśli dalej tak będzie, to nie będę pamiętała nic z lekcji i nie zdam…
-Nika?
Odwróciłam głowę w stronę Amona.
Pierwszy raz wypowiedział moje imię…
-Tak? – zapytałam, unosząc jedną brew.
-Zastanawiałem się, czy moja obecność tutaj tobie nie przeszkadza… - powiedział, jakby czytając mi w myślach.
Zrozpaczona potrząsnęłam głową, na co zaśmiał się cicho.
-Cieszy mnie to bardzo – odparł radośnie. – A jakbyś potrzebowała jakiejkolwiek pomocy z lekcjami, to wal śmiało. Ponoć jestem chodzącą encyklopedią.
-Zapamiętam, dzięki. – Uśmiechnęłam się.
To było dla mnie bardzo miłe. Od razu wyobraziłam sobie jak siedzimy u niego w domu, pijemy gorącą czekoladę i przeglądamy tematy z polskiego.
Po chwili tę wizję przegonił strach. Przecież dzisiejsza misja miała na celu odkrycie jego mrocznej bądź nie, przeszłości. Na razie nie mogłam zbytnio się angażować i ufać.
Przez resztę lekcji rozmawiałam z nim swobodnie na tematy dotyczące baroku. Śmieliśmy się z nauczyciela, gdy popełniał jakieś gafy i atmosfera między nami była dość przyjazna.
Po dzwonku pakowałam się wolno, by Amon mógł wyjść przede mną i Rosie z klasy.
-To do zobaczenia – pożegnał się i poszedł swobodnie w stronę wyjścia z klasy.
Podbiegłam po Rosie, wzięłam ją pod ramię i poszłyśmy powoli śladem Amona.
Wyszłyśmy ze szkoły, gdy chłopak znikał za ogrodzeniem budynku.
-To rozdzielamy się. Pamiętaj, że jak coś, to dzwoń – przypomniałam jej i pobiegłam pierwsza za Amonem.
Mijaliśmy zatłoczone ulice, co utrudniło mi trochę podążanie za nim. Na chwilę nawet zgubiłam go z zasięgu wzroku, lecz na szczęście z powrotem go odnalazłam.
W czasie drogi ani razu nie spojrzał się za siebie, czy chociażby w bok. Nawet na jezdni szedł stanowczo, nie oglądając się.
Podskoczyłam ze strachu, gdy w kieszeni zawibrowała mi komórka.
Zobaczyłam na wyświetlaczu numer Rosie i odebrałam.
-Nika?
-No? – ponagliłam ją.
-Zgubiłam cię, za dużo tu ruchu… - powiedziała spanikowana.
-Spokojnie, zmierzamy lekko na południe i chyba wyjdziemy z miasta…
-Okej
I rozłączyła się.


Pół godziny później, gdy Rosie już nas odnalazła, faktycznie wyszliśmy z miasta. Amon podążał w stronę lasu, tworzącym granicę dwóch sąsiednich miasteczek. Zdziwiło mnie, że może on mieszkać na takim odludziu.
Przeszliśmy kawałek, wydeptaną ścieżką. Starałam się jak najmniej hałasować, ale straciłam nadzieję na to, że odwróci się nawet, gdy zacznę krzyczeć.
Po paru minutach marszu ujrzałam dużą, dwupiętrową willę. Część budynku położona była na pięciometrowym wzniesieniu, a część tylnia podparta była szarymi kolumnami w stylu jońskim. Ściany miała pomalowane w odcieniach czerni, każda w innym. Na parterze jakieś pomieszczenie znajdujące się na rogu, podparte potężną kolumną, miało szklane ściany. Po rzeczach będących tam, poznałam, że było to pomieszczenie do pracy. Ogólnie willa była przepiękna, jak z marzeń.
Odczekałam chwilę, aż Amon wejdzie do środka przez potężne, kremowe drzwi z misternie wyrzeźbionymi na nich aniołami i wyciągnąwszy komórkę, zadzwoniłam do Rosie.
-No?
-Jestem niedaleko jego willi – zakomunikowałam szeptem.
-W i l l i?! – zapytała zadziwiona.
-Tak… Cudownej, ogromnej willi w środku lasu…
-O Boże, już idę. W sumie to już cię widzę. O kurczaczki, ale cudoooo! Przejmujemy! – Rozłączyła się.
Odwróciłam się w stronę biegnącej do mnie Rosie. Gdy była już prawie przy mnie, zahaczyła o wystający z ziemi konar i przewróciła się z głośnym piskiem.
-Cholera! Rosie, jesteś cała? – Podbiegłam do niej i kucnęłam, by pomóc jej wstać.
Rosie podniosła się lekko i wzięłam ją pod ramię, powoli podnosząc.
-Chyba mam złamany nos – jęknęła.
Spojrzałam na jej twarz. Była cała zakrwawiona a nos miała lekko przekrzywiony w lewo.
-Masakra, ale wyliżesz się – szepnęłam.
Próbowałam przejść z nią kawałek, ale każdy krok sprawiał jej ból. Jak się okazało, miała też coś z nogą.
-Mała, trzeba wezwać lekarza – powiedziała, odmawiając chodzeniu.
-Nie wiemy nawet dokładnie gdzie jesteśmy…
Rosie spojrzała w stronę willi Amona.
-Więc jesteśmy skazane na spełnienie mojego marzenia i wejście tam – powiedziała, uśmiechając się mimo bólu.
-I cały plan szlag trafił – westchnęłam.
Pomogłam Rosie przejść kawałek, ale nie dawała rady. Pozwoliłam jej usiąść i poszłam po Amona. Spojrzałam na pomieszczenie do pracy i ujrzałam za szybą stojącego ciemnowłosego chłopaka. Zamarłam przerażeniem.
Opierał się czołem o rękę, położoną na szybie. Miał odpiętą białą koszulę, tak, że widać było jego odsłoniętą, wyrzeźbioną i umięśnioną klakę piersiową. Wyraz jego twarzy był tajemniczy. Trochę zły, zatroskany, smutny i przerażony.
Patrzeliśmy tak na siebie chwilę, po czym Amon odwrócił się zapinając koszulę i zniknął w głębi domu.
Ruszyłam dalej.
Weszłam po dwóch schodkach i gdy miałam już zakołatać w drzwi, otworzył je Amon.
Spojrzał mi głęboko w oczy i poczułam strach. Staliśmy tak chwilę w milczeniu, gdy chłopak wyciągnął rękę i dotknął ostrożnie mojego policzka swą ciepłą ręką. Jego dotyk był kojący i zamarzyłam, by nigdy nie zabierał ręki. Przejechał delikatnie opuszkami palców wzdłuż mojej szczęki i uniósł podbródek, przyglądając mu się.
-Masz tam krew – powiedział cicho i zabrał rękę.
-Ach, to nie moja. Musisz nam pomóc, potem ci wszystko wyjaśnimy, proszę – powiedziałam błagalnie i wskazałam Rosie siedzącą podparta o drzewo i patrzącą w niebo.
Bez słowa wyszedł, zamknął drzwi, minął mnie i udał się stanowczym krokiem w stronę mojej koleżanki. Udałam się za nim.
-O, hej Amon – powitała go Rosie, wysilając się na przepraszający uśmiech.
Nie odpowiedział. Ukucnął, wziął ją powoli na ręce, podniósł i ruszył w stronę domu, ostrożnie stawiając kroki.
Zauważyłam, że Rosie była zdziwiona zachowaniem Amona. Uśmiechnęłam się do niej, dodając jej otuchy i poszłam za nimi.
Otworzyłam im z trudem ciężkie drzwi i weszliśmy do środka. Moim oczom ukazał się podłużny, ciągnący wzdłuż parteru przedpokój. Był w odcieniach brązu, co nadawało mu ciepłą atmosferę. Na ścianach przymocowane były stare, mosiężne lampy, rzucające słabe światło na resztę pomieszczenia, oraz obrazy aniołów.
Były na nich tytuły, na przykład takie jak „Walka Jakuba zAniołem” - Gustave Doré, „Dante i Wirgiliusz w piekle„ - William-Adolphe Bouguereau, czy „Anioł śmierci” - Carlos Schwabeg.
Przeraziło mnie to lekko.
Weszliśmy do pierwszego pomieszczenia za drewnianymi drzwiami, jak się okazało, do salonu.
Był urządzony w jasnych kolorach. Białe ściany ozdobione były namalowanymi, czarnymi motylami, lecącymi nad czarnymi kwiatami. Meble pachniały drewnem, na środku pokoju leżał dywan z białego futra. Długa, beżowa kanapa ustawiona była wzdłuż ściany, między kinem domowym, naprzeciw telewizora plazmowego. Pomieszczenie oświetlało duże okno ze śnieżnobiałymi firankami.
Amon położył Rosie na kanapie, brudząc ją krwią.
-Co się stało? – zapytał, kucając przy niej.
-Przewróciłam się… Mam coś z kostką i chyba złamany nos… - powiedziała skruszona.
Obejrzał jej nos i podwinął nogawkę spodni, by zobaczyć kostkę.
-Nos masz lekko przekrzywiony, trzeba go nastawić, żeby nie zrósł się taki. Kostkę masz lekko przekrzywioną. Z tym nic nie da się już zrobić, jedynie na opuchliznę pomoże maść – powiedział beznamiętnie.
-Nnna… Nastawić? To bardzo boli? – zapytała przerażona.
Przytaknął i wstał.
-Nika, zostawisz nas samych? To raczej nieprzyjemny widok – odparł, nawet na mnie nie patrząc.
Poirytowana wyszłam z salonu, zamykając drzwi.
Czekałam, oparta o ścianę. Z pokoju nie dosłyszałam żadnego dźwięku, więc musiał mieć dźwiękoszczelne drzwi.
Po jakimś czasie Amon otworzył drzwi, zapraszając mnie do środka.
Rosie leżała bezwładnie na kanapie i przerażona pomyślałam, że nie żyje, dopóki nie zobaczyłam jej opadającej i unoszącej się klatki piersiowej.
-Spokojnie, tylko ją uśpiłem. Za godzinę powinna się wybudzić.
Cofnęłam się o krok.
-Jak to uśpiłeś? – wyszeptałam.
Zaśmiał się.
-Nie bój się, nie jestem mordercą. Spanikowała i zaczęła się rzucać, gdy tylko próbowałem dotknąć jej twarzy. Sama mnie o to poprosiła – powiedział rozbawiony.
Odetchnęłam z ulgą.
-Dziękuję ci.
-W ramach podziękowań możesz wytłumaczyć mi, co tutaj w ogóle robiłyście.
Przewróciłam oczami i wyszłam za Amonem z pokoju. Zamknęłam drzwi od salonu i udałam się do trzeciego pomieszczenia, jakim była sypialnia.
W pokoju dominował kolor ciemnej czerwieni. Znajdowało się tam dwuosobowe łoże z baldachimem, drzwi prowadzące do łazienki, stolik nocny, trzy szafki i wyjście na szklany balkon.
-Dlaczego akurat do sypialni? – zapytałam ciekawa.
-Nie wiem, jeśli chcesz, możemy oczywiście iść gdzieś indziej.
Zaprzeczyłam i usiadłam obok niego na łóżku. Wtedy zauważyłam coś dziwnego.
-Twoich rodziców nie ma?
Spojrzał na mnie zdziwiony. Oparł się o dużą poduszkę i wyciągnął nogi na łóżku. Zrobiłam tak samo.
-Są w mieście – odpowiedział sucho. – Możesz opowiadać.
-Ach, tak… Śledziłyśmy cię… - Było mi straszne głupio, przyznawać się do tego wszystkiego.
Zaśmiał się.
Spuściłam głowę ze wstydem. Moje policzki zrobiły się ciepłe i czułam na nich rumieńce.
-Ślicznie się rumienisz. – Odwrócił się w moją stronę i podparł głowę ręką, obserwując mnie. – Mów dalej.
-Szłyśmy za tobą cały czas i doszłyśmy tutaj. Rosie potknęła się o konar i wywaliła. To tyle.
Przyjrzał mi się z zaciekawieniem.
-Z jakiego powodu mnie śledziłyście?
Spięłam się.
Powiedzieć prawdę, czy na szybko coś wymyślić?
Po paru chwilach postanowiłam, że nie chcę go tak naprawdę okłamać.
-Moi bliscy dziwnie reagowali na twoje nazwisko i kazali mi się trzymać z dala od ciebie… Nie uważasz, że coś z tym nie tak? Rosie miała mi tylko pomóc. Chciałam wiedzieć, kim tak naprawdę jesteś…
-Obiecuję ci, że nie jestem gwałcicielem ani handlarzem narkotyków. Nie mam zamiaru cię zabić czy sprzedać jako niewolnicę – powiedział śmiejąc się.
Poczułam ulgę.
-Więc, o co mogło chodzić moim bliskim?
Zamyślił się.
-Nie uważasz, że to normalne? Nie chcą, byś się zakochała i opuściła w nauce. To najbardziej prawdopodobne.
-Może masz rację…
I zapadła cisza. Myślałam o tej sytuacji. Cieszyłam się, że mogłam zobaczyć dom Amona i czułam lekkie podniecenie, leżąc obok niego prawdopodobnie w jego łóżku.
Byłam ciekawa, o czym myślał w tym momencie. I co sądził o tym wszystkim.
-Nie jesteś zły? – zapytałam, patrząc na niego z obawą.
-Nie, jest to dość śmieszne. – Wyszczerzył zęby w uśmiechu.


Gdy zbliżała się szesnasta, poszliśmy do salonu, by Rosie nie przestraszyła się, że jest sama, gdy się obudzi.
Amon wytarł jej twarz z krwi i dał swoją koszulkę, bo tamtą mogła jedynie wyrzucić.

Gdy Rosie podziękowała po raz setny Amonowi, pożegnałam się z nim i odmawiając odprowadzenia udałyśmy się w stronę miasta.

piątek, 5 września 2014

Rozdział 2

"Zawsze trzeba podejmować ryzyko. Tylko wtedy uda nam się pojąć, jak wielkim cudem jest życie, gdy będziemy gotowi przyjąć niespodzianki jakie niesie nam los." - Paulo Coelho

Po szkole udałam się prosto do domu. Nie miałam okazji już porozmawiać z Amonem, ale co jakiś czas przyłapałam go na obserwowaniu mnie.
Ku mojemu zdziwieniu, pomijając fizykę, na wszystkich lekcjach siedział sam. Na fizyce dorwała go Kinez. Widziałam, jak mu się podlizuje, ale on po prostu ją zbywał.
Po dziesięciu minutach byłam już na obrzeżach miasta. Weszłam na ścieżkę wiodącą przez las dębowy, którego ominięcie zajęłoby mi przynajmniej godzinę. Teraz było w nim jasno, spokojnie i cicho, nie licząc wesołego trelu ptaków i szumu liści, którymi bawił się wiatr. Szłam, więc śmiało, niczego się nie obawiając.
W nocy zaś korony drzew nie przepuszczały ni krzty wątłego światła księżyca, więc wszędzie panował mrok i przerażająca cisza dzwoniąca w uszach. Nie raz miałam okazję przerażona iść nocą przez ten las i zawsze kroki stawiałam ostrożnie i w miarę cicho, mając wrażenie, że ktoś za mną idzie. Nawet obecność zaufanego człowieka nie dodawało mi otuchy.
Na końcu tego lasu stał piętrowy dom z ogródkiem, w którym mieszkałam z babcią od siódmego roku życia.
Pamiętałam wszystko dokładnie.
Czwarty września. Babcia krząta się po kuchni nucąc jak zwykle słyszaną niedawno melodię w radiu. Ja, niziutka dziewczynka o brązowo-rudych włosach stojąca przy stole na taboreciku i nakładająca lukier na babeczki. Czekałyśmy wtedy na moich rodziców, Darlenę i Sidriela. Mieli załatwić coś w sklepie, domyślałam się, że odebrać prezent i wrócić najszybciej jak się dało.
Po godzinie siedzenia niecierpliwie na ganku pobiegłam do salonu, gdzie babcia niespokojnie krążyła od półki do półki sprzątając. To pomagało jej zachować spokój.
-Babciu, mama i tata mieli być a ich nie ma!
Babcia spojrzała na mnie i uśmiechnęła się ciepło. Otworzyła usta i chciała coś powiedzieć, lecz zagłuszył ją dzwonek.
-Maamaaa! – krzyknęłam radośnie i popędziłam otworzyć drzwi.
Nie zastałam tam mamy ani taty, uśmiechających się i przepraszających za spóźnienie. Stało tam dwóch policjantów z kamiennymi wyrazami na twarzy. Babcia kazała mi iść do małego pokoju, urządzonego specjalnie na moje rzadkie wizyty. Siedziałam tam, bawiąc się moją ulubioną lalką, Tolą, gdy usłyszałam skrzypienie zamykanych drzwi i kroki na schodach. Babcia otworzyła powoli drzwi i spojrzała na mnie podkrążonymi oczyma.
-Co się stało babciu? Czemu płakałaś? Kiedy będą rodzice? Co chcieli panowie? – Padła lawina pytań.
Babcia przytuliła mnie do siebie i czułam jej łzy na swoim policzku.
-Rodzice dziś nie przyjadą. Wyjechali. Same urządzimy urodzinowe przyjęcie.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że nie wrócą. Żyłam w przekonaniu, że moi rodzice wyjechali w długą podróż dookoła świata, by kupić mi wiele prezentów. Do dziesiątego roku życia. Wtedy babcia powiedziała mi prawdę. Moich rodziców zamordowano. Mieli długi. Nie chciałam znać szczegółów.
Od tamtej pory żyłyśmy we dwie w dużym, okrytym bielą domu.


Gdy weszłam do kuchni, zastałam moją babcię, robiącą placek.
-Z wiśniami?
Przytaknęła. Zaczęła nucić jakąś piosenkę. Widać było, że miała dobry humor.
Zrzuciłam plecak z ramienia i położyłam przy stole.
-Jak tam w szkole?
-Całkiem, całkiem. Poznałam chłopaka, który siedzi ze mną na angielskim. I mam już wroga. Kinez.
-Nie siedzisz z Rosie? – Zdziwiła się.
-Niestety na angielskim nie – odpowiedziałam smętnie.
-Uszy do góry. Jak nazywa się twój nowy kolega? – zapytała zaciekawiona.
-Amon. Amon Gadriel.
Babci entuzjazm natychmiast zniknął. Jej uśmiech zgasł i zbladła. Zapanowała cisza.
-Co się stało, babciu? – zapytałam półszeptem.
-Nic, nic. A dobrze się dogadujecie? – Ułożyła usta w nieudany uśmiech.
-Tak, w miarę… A o co chodzi? Co się stało? Znasz go?
-Nie, ale nie podoba mi się to.
Zmarszczyłam brwi.
-A ta Kinez, czemu cię nie lubi? –wypaliła bez większego zainteresowania.
-Bo Amon się mną ponoć zainteresował…
Babcia odwróciła się do mnie plecami, by pozmywać naczynia a ja wzięłam fioletową poduszkę z krzesła obok, położyłam ją na swoim i usiadłam przy dużym, drewnianym stole. Zaczęłam bawić się mąką rozsypaną na blacie i nucić coś, by zagłuszyć ciszę.
-A nie chciałabyś wybrać innego liceum? – Wytarła ręce w papierowy ręcznik i usiadła naprzeciw mnie.
-O czym ty w ogóle mówisz? Jeśli chodzi ci o Amona, to masz moje słowo, że nie będę jakoś specjalnie się z nim trzymała a o miłości to nawet nie wspomnę… - odpowiedziałam przejęta.
To wszystko było jakieś dziwne. Babcia zachowywała się inaczej i dokładnie widać było, że coś kręci. Nie próbowała nawet tego ukryć.
Może wiedziała coś złego o Amonie? Może był seryjnym mordercą?
Przeraziłam się na samą myśl o tym.
Albo handlarzem narkotyków…?
Musiałam to sprawdzić. Chociażby dla własnego bezpieczeństwa. W sumie to wyglądał na takiego, co miałby coś na sumieniu. I widziałam go przecież pierwszy raz na oczy, więc możliwe, że dopiero się przeprowadził.
Miałam zamiar wciągnąć w to Rosie lub mojego najlepszego przyjaciela, Dagona, z którym miałam spotkać się wieczorem.
Z Dagonem przyjaźniłam się praktycznie odkąd pamiętam. Często zapraszałam go do nas na weekendy, czy na całe wakacje. Nie było dnia, w którym nie spotkałam się z nim, lub nie rozmawiałam przez telefon. Był jak mój brat, jak Anioł Stróż.
 Był ode mnie dwa lata starszy, i niestety nie mógł chodzić ze mną do liceum. Właściwie to nigdy nie chodziliśmy do tej samej szkoły, Dagon zawsze mówił, że musi uczęszczać do najlepszych szkół. Nie dopytywałam się, do jakich. I w sumie nigdy nie byłam u niego w domu. Mówił, że mieszka sam, po drugiej stronie miasta i chętnie by mnie kiedyś do siebie zaprosił, ale boi się komukolwiek pokazywać mieszkanie. Uraz z dzieciństwa… Jego rodziców także zamordowano. Gdy miał czternaście lat. Pokazał drogę do swojego domu jakiemuś facetowi a na następny dzień jego rodzice nie żyli. Nie miałam okazji ich poznać.
Dagon miał tyle tajemnic, ale mu ufałam. Sam mówił, że kiedyś wszystko mi wyjawi, więc cierpliwie czekałam.
Babcia spojrzała na mnie ciepło i zabrała się za sprzątanie blatu. Nie mówiła już nic, więc wzięłam plecak, zasunęłam krzesło pod stół i przechodząc przez hol wbiegłam na drewniane schody prowadzące na piętro. Minęłam pokój gościnny, poświęcony kiedyś do moich rzadkich weekendowych wizyt, łazienkę i weszłam do swojego cichego oraz spokojnego azylu.
Usiadłam na swoim łóżku z baldachimem, całym okrytym bielą i położyłam plecak obok siebie.
Wyjęłam z najmniejszej kieszonki niebieskiego plecaka Nike telefon i włączyłam go. Na ekranie pojawił się napis „Wave Y”, którego po chwili zastąpił ekran główny. Weszłam w kontakty i wyszukałam numer Dagona. Wybrałam kopertę i zaczęłam pisać esemesa:
„Hej, dzisiaj, 18, przed moim domem. Buziaki. Nika.”
Po czym kliknęłam „wyślij”. Usunęłam raport doręczenia i odłożyłam telefon na łóżko. Wyjęłam zeszyty z plecaka, zerkając na budzik postawiony na szafce przy łóżku. Wskazywał na 15:21. Westchnęłam i zaczęłam przeglądać zeszyty w poszukiwaniu jakiegokolwiek zadania domowego.

-Nika, Dagon przyszedł! – Usłyszałam głos babci z dołu.
Otworzyłam oczy, ze zdziwieniem stwierdzając, że zasnęłam robiąc zadanie z matematyki. Wstałam i przeciągnęłam się, odganiając resztki snu.
Zerknęłam na budzik. 18:15. Przeklęłam się w myślach i zbiegłam na dół, do salonu.
Stał tam wysoki, dobrze zbudowany blondyn z włosami jak zwykle w nieładzie. Miał ubraną rozpiętą, czarną bluzę z szarą koszulką pod spodem, jasne dżinsy i szare adidasy Pumy.
-Wybacz, przysnęło mi się. – Przytuliłam go na przywitanie. Wtuliłam głowę w jego szyję i poczułam zapach mocnych, męskich perfum. Odwzajemnił uścisk.
-Jasne, przyzwyczaiłem się – powiedział z przekąsem.
Odsunęłam się od niego i dałam mu kuksańca w bok, na co uśmiechnął się i zaczął czochrać mi włosy.
-Ej! Nie ma tak, przez ciebie będę musiała się czesać! – zapiszczałam.
-Masz za swoje.
-Teraz czekaj chwilę.
Pobiegłam do łazienki pod schodami. Sięgnęłam z półki przymocowanej pod lustrem zieloną szczotkę i zaczęłam pośpiesznie rozczesywać kołtuny na włosach.
Gdy moje brązowe z lekko rudawym odcieniem włosy wróciły do normalnego stanu, poszłam do salonu po Dagona. Pożegnaliśmy się z babcią, która znów krzątała się po kuchni i wyszliśmy.
-To gdzie teraz? – zapytał.
Wskazałam palcem las i ruszyliśmy w tamtą stronę.
-Jak u ciebie? Radzisz sobie?
-Jak zwykle. Ja bym sobie nie radził? Dobre. Przecież jestem dużym chłopcem – odpowiedział, udając urażonego. – A u ciebie? Jak w szkole i w ogóle?
-Powiedzmy, że mam wierną fankę, która chce mnie zamordować…
-Hu hu, to ciekawie. A dlaczego?
-Bo niby zabrałam jej obiekt westchnień. Jak przecież to nieprawda! – odpowiedziałam sfrustrowana.
-Spokojnie, spokojnie. Złość piękności szkodzi. Opowiedz mi o tym chłopaku – powiedział patrząc przed siebie bez wyrazu.
-No, to jest… Widzę go pierwszy raz w naszym miasteczku. Ma czarne, dłuższe włosy, myślę, że ma wyczucie stylu, bo dziś był ubrany w błękitną koszulę i dopasowane do niej spodnie…
-Podoba ci się? Masz już w domu jego ołtarzyk? – zapytał uszczypliwie.
-Nie! – zaprzeczyłam gwałtownie, szturchając Dagona w ramię.
Chociaż to zaprzeczenie było raczej tylko w odniesieniu do ołtarzyku.
-Hej, tylko żartowałem! A imię?
-Amon Gadriel.
Ku mojemu zdziwieniu Dagon zareagował tak, jak moja babcia.
-Zapoznasz mnie z nim? – zapytał wręcz oschle.
-Nie trzymamy się jakoś specjalnie. Jest dla mnie nikim, więc nie ma takiej konieczności…
Rozchmurzył się.
-Jak coś z nim będzie nie tak, to wal do mnie śmiało. Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć.
-Co wiesz o Amonie?
Wzdrygnął się.
-Nic… Po prostu na mieście źle się o nim mówi… - Widać było, że się speszył.
-Kiepsko to wymyśliłeś. – Spojrzałam na niego karcąco.
-Oj Nikuś… Powiem ci, gdy uznam, że musisz wiedzieć. Wszystko w swoim czasie – powiedział przepraszająco, gestykulując rękoma.
-Wiem. Ty i te twoje tajemnice…
Więc Dagon mi nie pomoże. Została mi Rosie…


Po powrocie do domu zadzwoniłam do koleżanki i opowiedziałam jej o podejrzanym zachowaniu babci i mojego przyjaciela.
-Mówisz, że Dagi i pani Muriel zwariowali?
-Niekoniecznie. Myślę… Ja wiem, że coś ukrywają – powiedziałam tajemniczo.
-Więc trzeba się dowiedzieć, co?! – zapiszczała podekscytowana.
-Wyjęłaś mi to z ust. Może zobaczymy pierw, gdzie mieszka i dowiemy się czegoś od jego rodziców?
-Dobry pomysł. I możemy też pogrzebać w aktach.
Chwila ciszy…
-Z W A R I O W A Ł A Ś?! Nie jestem przestępcą!
-Oj tam. Jeszcze uda mi się ciebie namówić. Już nie mogę się doczekać jutra!
-Ja też… Hej, detektywie Rosie – pożegnałam się.
-Ale mi to pasuje! Pa, detektywie Nika,
Uśmiechnęłam się do siebie i zakończyłam połączenie. Sprawdziłam stan konta. Zostało mi 22 zł do dziesiątego. Pochwaliłam siebie samą w myślach, za oszczędność.
Było już piętnaście po dziesiątej.
Wzięłam swoją białą koszulę nocną, i poszłam się myć.



Leżąc w łóżku myślałam o rozmowie z Rosie. Zabawa w detektywa mogła okazać się świetną rozrywką. Albo skończyć się porażką lub w najgorszym wypadku tragedią…

niedziela, 31 sierpnia 2014

Rozdział 1

"Nie rzu­caj mi kłód pod no­gi, bo nig­dy nie wiado­mo czy nie pot­knę się kiedyś o jedną z nich biegnąc by ura­tować ci życie. " - Seneka


Wbiegłam zmachana na schody prowadzące do głównego wejścia liceum. Było pięć po ósmej. Poniedziałek. Pierwszy dzień w szkole i już spóźnienie. Miałam nadzieję, że wykładowca pozwoli mi zostać na zajęciach mimo spóźnienia.
Minęłam sekretariat niezauważona i wparowałam do sali 15. Zamknąwszy za sobą drzwi odetchnęłam głęboko i podeszłam do biurka nauczyciela. Był to stary, siwy mężczyzna.
Wygląda na wiecznie zrzędzącą marudę – pomyślałam, ale zaraz potem skarciłam się za tę myśl. Miał to być przecież mój nowy wychowawca.
-Nika Morrow? – zapytał, przyglądając mi się.
Przytaknęłam.
-Pierwsze spóźnienie traktuję ulgowo, siadaj.
Spojrzałam na niego z wdzięcznością i odwróciłam się do klasy. Patrzyły na mnie twarze osób, których nie znałam. Jedne uśmiechały się do mnie serdecznie, drugie szydząco. Już teraz mogłam ocenić, kto jaki był. Na przykład dziewczynę siedzącą z tyłu klasy oceniłam po cynicznym wzroku, którym wszystko przeszywała, na złośliwą i nadałam jej miano „samicy alfa”. Z kolei druga, która rzucała się w oczy miała niebieskie włosy, przez co wydawała się być osobą zwariowaną, dziwną.
Ogarnął mnie strach. W rogu klasy siedziała jedyna znana mi osoba, Rosie, uśmiechając się do mnie. Chciałam ruszyć w kierunku jej ławki, lecz miejsce obok było już zajęte przez rudowłosą dziewczynę. Rosie spojrzała na mnie przepraszająco, wzruszając ramionami.
Westchnęłam i udałam się do wolnej ławki przy oknie.
-Zaczynamy zajęcia – powiedział nauczyciel i wstał powolnie z krzesła. – Od razu mówię, że na tych miejscach będziecie siedzieć już na każdej naszej lekcji. Jestem profesor Richard Roger, wasz wychowawca oraz nauczyciel języka angielskiego – przerwał i przyjrzał się każdemu z osobna.
Chłopak z kapturem na głowie, zaczął klaskać, na co klasa zareagowała śmiechem. Na moich ustach także pojawił się nikły uśmiech.
-Skończyliście? – zapytał oschle pan Richard i kontynuował – dzisiejsze zajęcia będą polegały głównie na zapoznaniu się z resztą klasy i tematami na cały rok szkolny. Każdy, zaczynając od pani… - Spojrzał pytająco na dziewczynę w okularach, siedzącą w pierwszej ławce.
-Lisa Chunrey, panie profesorze – powiedziała nieśmiało.
-Zaczynając od pani Chunrey, będzie po kolei mówił jak się nazywa i co go interesuje. Zaczy…
-Amon Gadriel, lubię ćwiczyć na siłowni i spędzać czas w towarzystwie pięknych kobiet – przerwał mu wchodzący do klasy brunet, którego słowa wzbudziły śmiech chłopaków i zainteresowanie wśród dziewczyn.
Spojrzałam na niego bez wyrazu. Rozejrzał się po klasie jakby czegoś lub kogoś szukał. Gdy mnie dostrzegł, przeszedł odważnie obok nauczyciela i skierował się w stronę ławki, przy której siedziałam. Położył plecak obok krzesła, wyjmując zeszyt i długopis, po czym zajął miejsce obok, nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem.
-Paniczu Gadriel, dziesięć minut spóźnienia. Pasujecie do siebie panno Morrow. A teraz kontynuujmy.
-Ty też się spóźniłaś? – zapytał, uśmiechając się i nie czekając na odpowiedź otworzył swój ciemny zeszyt, z nazwą zespołu „Slipknot”.
Przyjrzałam mu się dyskretnie, by nie odkrył mojej ciekawości swoją osobą.
Bazgrał coś w zeszycie, odchylając lekko głowę w lewo, przez co niesforne kosmyki czarnych włosów zakrywały mu oczy. Był skupiony na tym, co robi i na szczęście nie zwracał na mnie uwagi, dzięki czemu mogłam swobodnie mu się przyglądać.
W pewnym momencie przygryzł wargę i jakby wybudzając się z transu rozejrzał po sali, na końcu skupiając wzrok na mnie. Przyjrzał mi się swoimi ciemnobrązowymi oczami i poczułam przypływ ciepła na policzkach. Uśmiechnął się, mrużąc oczy.
-Rumienisz się? – zapytał rozbawiony.
Ze wstydem opuściłam głowę, patrząc wszędzie, tylko nie na niego, po czym wyjęłam włosy zza ucha, zakrywając twarz.
-Wybacz, gdzie moje maniery… Ślicznie wyglądasz, gdy się rumienisz. Jestem Amon, a ty? – przedstawił mi się, chowając wyrwaną z zeszytu kartkę do kieszeni swoich jasnych dżinsów.
-Nika – odpowiedziałam cicho. Nie wyglądał na dżentelmena, raczej na mega przystojnego buntownika.
Zastanawiałam się, dlaczego usiadł akurat obok mnie, podczas gdy miał do wyboru parę innych miejsc, obok kilku atrakcyjnych dziewczyn. Nie grzeszyłam urodą ani nic we mnie nie przyciągało specjalnie uwagi chłopaków. Myślałam tak, patrząc przez okno na puste boisko do siatkówki, gdy poczułam na plecach spojrzenia klasy. Zorientowałam się po chwili, że wszyscy czekają aż się przedstawię.
-Nika Morrow, lubię biegać – wypaliłam, obserwując blat swojej ławki. Nie lubiłam być w centrum zainteresowania.
-To ładnie – powiedział Amon.
Skinęłam tylko głową i znów zajęłam się wyglądaniem za okno. Po upływie kilku minut usłyszałam szuranie ołówka i odwróciłam się do Amona, rysującego coś na kolejnej kartce papieru.
-Mógłbyś przestać? Strasznie irytuje mnie ten dźwięk. – Chciałam, by zabrzmiało to grzecznie, ale niestety powiedziałam to wręcz warcząc.
Amon złożył kartkę i włożył do zeszytu, a potem ku mojemu zdziwieniu z łatwością zgiął i złamał ołówek.
-W takim razie nigdy więcej ołówków.
-Masz krzepę – wyszeptałam po chwili wpatrywania się w jeszcze niecałe parę sekund normalny, teraz przełamany na pół ołówek. Skierowałam to bardziej do siebie, niż do niego.
-Kilka godzin dziennie w siłowni robi swoje – skomentował dumnie moją uwagę.
Odkryłam poirytowana, że potrafił mnie udobruchać.
Przedstawiał się już ostatni rząd ławek. Położyłam ze znużeniem ręce na blacie bawiąc się długopisem wyjętym z plecaka i po chwili dłoń Amona znalazła się tuż obok mojej. Poczułam bijące od niego ciepło i zapragnęłam dotknąć jego skóry. Pragnienie narastało z każdą sekundą, gdy wpatrywałam się w nasze ręce tak blisko siebie. Uśmiechnęłam się i patrząc przed siebie przejechałam lekko palcami po jego nadgarstku, czując wręcz żar jego delikatnej skóry. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Chciałam już powiedzieć „wybacz, nie zauważyłam, że masz tu rękę”, lecz Amon ani drgnął, nadal wpatrując się w profesora Rogera.
-Dobrze, dziękuję. Przedstawię wam tematy, które będą omawiane w tym roku… - zaczął nauczyciel, lecz reszta jego słów rozpłynęła się w powietrzu. Zamiast słuchać, skupiłam się nad myśleniem o chłopaku siedzącym obok mnie. Plecami oparłam się o parapet okna, siedząc naprzeciw niego oraz bokiem do nauczyciela. Nie zanosiło się na to, by Amon miał odwrócić wzrok od siedzącego przy biurku profesora, więc znów mogłam go trochę poobserwować.
Kim jesteś?
Jedyne, wiedziałam o nim to to, że nazywa się Amon Gadriel, trenuje na siłowni, próbuje być dżentelmenem, ma wręcz gorącą skórę i nic po za tym.
Miał ładny lewy profil. Prosty i długi nos. Kruczoczarne włosy zakrywające uszy i niesfornie wchodzące na oczy.
Ciekawe, jaki jest ich kolor… - pomyślałam i już chwilę później Amon odwrócił głowę w moją stronę, a ja jak zahipnotyzowana wpatrywałam się w jego ciemnobrązowe, tajemnicze oczy. Patrzył na mnie z wyrazem, którego nie mogłam rozszyfrować. Jakby chciał otoczyć mnie opieką, czy martwił się.
Nagle klasę ogarnęła cisza.
-Ekhem, panno Morrow i paniczu Gadriel, na lekcji nie czas na amory…
W sali rozbrzmiał śmiech. Spuściłam wzrok, czerwieniąc się i usiadłam normalnie, prosto w ławce. Amon także się zaśmiał i powiedział cicho „jasne”.
Gdy klasa uspokoiła się a z mojej twarzy zniknęły rumieńce, podniosłam wzrok i rozejrzałam się dookoła. Ze zdziwieniem odkryłam, że „samica alfa” gapiła się na mnie morderczym spojrzeniem. Gdy przechwyciłam jej wzrok, skrzyżowała ręce na piersiach i dumnie uniosła brew. Już od pierwszej chwili wiedziałam, że nie zostaniemy przyjaciółkami, ale teraz wszystko zapowiadało się na to, że paktu pokojowego też raczej między nami nie będzie…
Pierwszy dzień w szkole a ja już zbierałam sobie wrogów.
Zabrzmiał dzwonek.
Spakowałam swoje rzeczy do plecaka i zarzuciłam go sobie na ramię, po czym minęłam wstającego z krzesła Amona i udałam się w stronę Rosie.
-Wybacz, Nikuś, ale myślałam, że już nie przyjdziesz to usiadłam z Nuniloną.
Wzdrygnęłam się na dźwięk jej imienia. Co jak co, ale to było wyjątkowo dziwne.
-Biedna, z takim imieniem… - powiedziałam udając smutek.
-Ej, ty niedobra! – Uszczypnęła mnie w ramię i pchnęła drzwi od klasy.
Wyszłyśmy na korytarz i odwróciłam się na chwilę, by zobaczyć gdzie jest Amon, ale w klasie go nie było. Nie miałam pojęcia jak wyszedł, skoro był cały czas za nami…
-Gdzie mamy?
Rosie wyjęła plan.
-Dwudziestka.
Weszłyśmy po schodach na pierwsze piętro i udałyśmy się na koniec korytarza pod salę 20.
-Ale teraz siedzisz ze mną… I na każdej lekcji.
-Oprócz Angola. Wtedy siedzisz z Amonem. Mrrr. – Zaśmiała się.
-Błagam cię… Nie chciałam z nim siedzieć… Nie mam w sumie pojęcia, czemu usiadł akurat obok mnie – powiedziałam z nutą melancholii w głosie.
-Jasne, wiem. Ale masz szczęście. Słyszałam, jak Kinez gadała o tobie. Nie chciałabyś tego słyszeć, myślałam, że ją zatłukę…
-Kto to Kinez? – zapytałam zniesmaczona.
-To ta, co siedziała z kapturowcem.
-Ach, wiem. Gapiła się na mnie, jakby chciała mnie zamordować. – Zaśmiałam się na wspomnienie.
-Bo zainteresowałaś jej nowy obiekt westchnień. Znaczy się, ona nie dopuszcza do siebie tego, że jest on tobą zainteresowany. Mówiła raczej coś w stylu-  „Pff, taki cudny chłopak jak on na pewno nie zainteresowałby się taką PIIIIP. Ta PIIIIP nie przyciągnęłaby uwagi nawet najgorszego lamusa. Ja już tej PIIP pokażę, kto tu rządzi…”.
-Ha ha, czekam – skomentowałam to rozbawiona.
Rosie uśmiechnęła się tylko.
-W ogóle opowiadaj o tym cudzie.
-Jakim cudzie? – zapytałam, kładąc plecak przed salą i opierając się o ścianę.
-O Amonie, rzecz jasna!
-No cóż… Jest całkiem fajny – powiedziałam wymijająco.
-Czy ja dobrze słyszę? C a ł k i e m f a j n y?! Mała, każda laska na niego leci, chociaż jest w szkole od czterdziestu siedmiu minut!
-Chciałabyś Rosie…
-Z moją skłonnością do błyskawicznego tycia nic nie osiągnę. Ale może uda mi się z nim zakolegować, jak myślisz? – Udała, że buja w obłokach.
-Nie jest aż tak źle… Masz cudne włosy. Szkoda tylko, że do ramion. Ładniej ci było w dłuższych. Świetnie się ubierasz i masz śliczne oczy. Mogłabyś się mu spodobać.
-Mówisz? Chociaż nic nie szkodzi. Spodobał mi się Ve. To ten koleś z naszej klasy, co siedzi zawsze z tyłu.


W głębi ducha miałam nadzieję, że Amon nie zainteresuje się Rosie. Bo nie ukrywam, podobał mi się. Nawet bardzo.